O smakach, widokach i ludziach pisze nasza praktykantka, Kamila Ocimek
Wysyłając
pocztówki do domu i do znajomych, kompletnie nie wiedziałam co
napisać. Nie dlatego, że nie miałam pomysłu, ale dlatego, że w
kilku słowach nie byłam w stanie przekazać wszystkich moich odczuć
i wrażeń z Barcelony. Dlatego kartka do przyjaciółki wyglądała
jak mrowisko drobnych liter, aby zapisać jak najwięcej, do tego
stopnia, iż zapomniałam o miejscu na znaczek, a pisząc do mamy, że
trzeci tydzień już mija, uświadomiłam sobie, że właśnie
wkraczam w czwarty tydzień mojego pobytu. Czas w Barcelonie mija
niespodziewanie szybko, sama tracę rachubę czasu i w okolicach
czwartku uświadamiam sobie, że już zbliża się weekend, a weekend
mija jeszcze szybciej niż tydzień, a od poniedziałku do czwartku
to zaledwie chwila. Dlatego staram się nie tracić ani minuty. Na
początku było mi trudno przyzwyczaić się do długiego spania (a
śpi mi się tu bardzo dobrze), bo właśnie miałam wrażenie
marnowania każdego pięknego dnia. Teraz na szczęście wróciłam
do polskich zwyczajów rannego wstawania, pomimo kończenia doby w
późnych godzinach nocnych. Nie umiem się jednak wciąż przestawić
na przechodzenie na czerwonym świetle – co każdy robi
notorycznie, brak chleba – takiego jak w Polsce i niestety trochę
wysokich cen w porównaniu do Polskich oczywiście.
Barcelonę odkrywam
powoli i stopniowo, aby nie przegapić czegoś ważnego. Spacerując
uliczkami na Barri Gòtic widziałam piękne kamienice, niektóre
odległe od siebie na szerokość ramion. Widziałam sklepiki z
antykami, w których czuć ducha dawnych lat i malutkie kawiarenki z
tapas oczywiście. Skrzętnie zapisuję w głowie wszystkie odczucia
z próbowania (jednak nie tylko smakowo) nowości. Pierwsze tapas
–patatas bravas i przekąska z tuńczykiem, były przepyszne;
pierwsza tortilla jedzona na plaży, a potem próba (w sumie udana –
może dlatego, że nie ja przyrządzałam) zrobienia takiej w domu.
Zachwyciło mnie bogactwo warzyw i owoców, dostępnych na każdym
kroku. I tak spróbowałam pierwszy raz karczochów, świeżych
szparagów, pithaji, papai i… czarnych pomidorów – najlepsze
jakie w życiu jadłam. Żeby tradycji smakowej stało się za dość:
paella – w moim wypadku wegetariańska. Hiszpania zachwyciła
smakami, ale zachwyciła też duszą. O tym, że czuję się jak u
siebie już wspominałam, ale o tym że Barcelona czuje mnie jako
swoją mieszkankę – jeszcze nie. Otóż już kilka razy zdarzyło
mi się, że ktoś zapytał mnie o drogę (co odczytałam jako
pewność, iż orientuję się gdzie jestem, wiec jestem stąd) i
jakież było zdziwienie kasjera w sklepie, gdy na jago pytanie
odpowiedziałam: „no hablo español”. Już po angielsku
stwierdził, iż był pewien, że jestem stąd.
A sama Barcelona? Rację
mieli wszyscy, którzy mówili jaki urok ma to miasto. Mogę
przyznać, iż najważniejsze atrakcje już odkryte. Park Güell –
można stamtąd nie wychodzić, Montjuïc – czułam się jakbym
była w innym świecie, na Tibidabo tak samo. Przede mną morze, za
mną góry, nieopodal Sagrada Familia, dalej Parc de la Ciutadella i
wiele, wiele innych miejsc, których wymienianie mogłoby zając dość
obszerną przestrzeń. Ale czym byłaby Barcelona bez życia nocnego.
Spontaniczne wyjście „Erasmusów” do klubu z tarasem na plaży,
zakończone nad ranem, bez śladów zmęczenia; nauka salsy, a
wcześniej jeszcze karnawał w Sitges i niesamowite parady. Żyć nie
umierać. Bycie w Barcelonie bez spotkań i tętniącego wszędzie
byłoby nie pełne, dlatego nawiązałam kontakt ze studentami,
którzy przebywają na studiach w ramach programu Erasmus. Wszyscy
wymieniamy się doświadczeniami, przeżyciami, spostrzeżeniami.
Niektórzy podobnie jak ja byli już wcześniej na wyjazdach, dla
niektórych to pierwsza taka przygoda, inni (podobnie jak ja) planują
kolejne wojaże. Najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że spotykam
ludzi myślących tak samo jak ja, takich którzy nie chcą się
zatrzymywać w jednym miejscu, tylko działać – żyć! Dzięki tej
chęci już zarezerwowałam bilet na Ibizę i usilnie staram się
namówić kogoś na podróż do Maroka, czekam na przyjazd siostry,
aby razem pojechać do Andory i na południe Hiszpanii, a może uda
mi się jeszcze zwiedzić jedno miasto we Francji…
Planów dużo, a tu
jeszcze znajomi zadeklarowali się z odwiedzinami, więc muszę
godnie zaprezentować im „moje” aktualne miasto. Do tej pory
odwiedził mnie już jeden znajomy i razem zorganizowaliśmy sobie
niedalekie wyjazdy do miejscowości: Badalona i Vilanova – oba
miejsca piękne, do obu jeszcze pojadę. Do Vilanovej jechaliśmy
trasą miedzy górami, a wracaliśmy wybrzeżem, gdy dzień już się
kończył. Domy na wzniesieniach skierowane ku morzu, które
widziałam po drodze byłyby – jak stwierdziłam – dobrym
miejscem do zamieszkania w przyszłości, kto wie? Zachwyca
Barcelona, zachwycają okolice. Dzięki gościnności Pani Ewy
zwiedziłam jeszcze Torredembarrę i miałam możliwość cieszyć
się z drobiazgów, dla mnie bardzo ważnych, które daje Hiszpania.
Począwszy od widoku drzew figowych, plantacji winorośli, i drzewek
oliwnych, po drzewo migdałowca z którego bezpośrednio mogłam
zrywać orzechy – dla mnie takie momenty są ważne. Znajomy śmiał
się ze mnie, iż widok palm wciąż przyprawia mnie o radość i
jest to prawda. Bo są, bo tak po prostu rosną, a mandarynki i
cytryny na drzewach choć już nie powinny zaskakiwać, robią to
nadal.
I ta pogoda. Oczywiście
spodziewałam się ciepła w Hiszpanii, ale tego, że będę się
kąpała w morzu w połowie marca i zdobywała pierwszą opaleniznę
– raczej nie! Ale jest jeszcze jedna rzecz, której się nie
spodziewałam – mandat! Nie mój, ale znajomego, który przyjechał
w odwiedziny. Okazało się, że zaparkował w niedozwolonym miejscu,
wiec odholowali jego samochód kwitując to odpowiednią opłatą,
ale ponieważ nieszczęścia chodzą parami, wracając już odebranym
samochodem, zatrzymała go policja, za korzystanie z telefonu
(sprawdzał drogę przez GPS) podczas jazdy i… kolejny mandat. Więc
przestroga-nauczka: w Barcelonie trzeba się pilnować, tym bardziej,
że mandaty w euro mogą być większe od dobrej wycieczki.
Jednak powyższa
historia nie zepsuje mi obrazu Barcelony, Barcelony pięknej i
zaskakującej, ciepłej i żywej, kulturalnej i imprezowej,
Barcelony, która już zaczęła zmieniać moje życie.
Kamila Ocimek
Komentarze
Prześlij komentarz