Kamila Ocimek, praktykantka w Szkole Polskiej, opowida o swojej przygodzie z Erasmusem


Mój wyjazd. Moja Barcelona.
Chęć odbycia praktyk zagranicznych pojawiła się zaraz po powrocie z Bukaresztu. Odbyłam tam semestr studiów w ramach programu Erasmus i tak bardzo chciałam zrobić coś jeszcze, że dołożyłam wszelkich starań żeby się udało. W kwestiach wyjazdu na Erasmusa byłam i jestem dobrze poinformowana, więc wiedziałam, że oprócz studiów przysługuje mi również możliwość wyjazdu na praktyki zagraniczne. Są one o wiele mniej popularne (pojawiły się dopiero w roku akademickim 2007/2008), studenci przeważnie korzystają tylko z oferty studiów zagranicznych, nie wiedząc czasem w ogóle o ofercie stażu jaką oferuje program Erasmus. Erasmus uczy życia pod każdym względem, coś co było straszne, trudne i niewyobrażalne, staje się banalnie proste. Wiedziałam, że praktyki to całkowicie inna bajka – pod każdym względem – począwszy od organizacji, po wykonanie, ale o tym po kolei.
Większość studentów przeraża biurokracja, wiążąca się z ubieganiem się o wyjazd. Faktycznie, bieganie od koordynatora do dziekana potem do biura Erasmusa, znów do dziekana (a tu okazuje się nieobecny), znów do koordynatora (dziś wcześniej wyszedł) i do biura (akurat nie ma osoby odpowiedzialnej za wyjazd), do sekretariatu, zbieranie podpisów, w pewnym momencie staje się normalne – skoro trzeba to trzeba, a odrobina cierpliwości nie zaszkodzi. Najważniejsze nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, bo można przegapić ważny termin. Nauczona już doświadczeniem zgłosiłam się od razu. Sprawy związane z dokumentacją, po wcześniejszych przejściach wydały się banalne – podanie, list motywacyjny, wniosek. Problem był tylko taki, iż o stypendium mogłam ubiegać się dopiero jako studentka, a ponieważ prawnie studentką (studiów magisterskich) miałam stać się dopiero 25 września, moje wcześniejsze skłanianie wniosku nie miało sensu (bo niby jako kto się ubiegam). Więc moja nadgorliwość została trochę ugaszona i musiałam cierpliwie czekać. Zależało mi żeby załatwić to jak najszybciej, gdyż po pierwsze: pod koniec września wyjeżdżałam do pracy za granicę i nie mogłabym wszystkiego kontrolować osobiście, po drugie: Erasmus rządzi się swoimi prawami i w każdej chwili mogłoby się okazać, że pula pieniędzy przeznaczona dla stypendystów została wykorzystana i wyjazd nie będzie mi przysługiwał. Oczywiście wszystko potoczyło się po mojej myśli. Wróciłam i wszystko załatwiłam osobiście, jako pełnoprawna studentka. Ale zanim to się stało musiałam przecież znaleźć miejsce praktyk.
Tak jak wcześniej wspomniałam praktyki w ramach programu Erasmus wyglądają troszeczkę inaczej niż wyjazd na studia. W przypadku studiów to uczelnie pośredniczą między sobą. Sam proces przyjęcia i zaakceptowania studenta odbywa się bez jego udziału, choć oczywiście należy być w stałym kontakcie z koordynatorami obu stron, przestrzegać terminów i dosyłać odpowiednie dokumenty. W przypadku praktyk część organizacyjna przypada w większości studentowi. To on powinien skontaktować się z miejscem, organizacją, instytucją, ustalić z pracodawcą warunki, zadbać o odpowiednie dokumenty itp. Oczywiście Uniwersytet dysponuje bazą instytucji i organizacji chętnych zorganizować praktyki dla „Erasmusowców”, jednak żadna z tych ofert nie odpowiadała mojemu kierunkowi studiów. Otóż od roku akademickiego 2013/2014 jestem studentką Międzynarodowych studiów polskich na Uniwersytecie Śląskim. To nowo otwarty kierunek specjalizujący się w kontaktach polsko-zagranicznych i przygotowujący do pracy na arenie międzynarodowej. Uznałam, że miejscem idealnym dla mnie jest organizacja polonijna lub stowarzyszenie Polaków za granicą. Współgrałoby to z charakterem moich studiów jak i moimi prywatnymi pobudkami. Jestem osobą, która kocha podróże, uwielbiam poznawać świat i inne kultury, ale tak samo uwielbiam badać i obserwować relacje Polaków i życie Polaków poza granicami kraju – to tymczasowe, nazwijmy je wakacyjne i to stałe – emigracyjne. Nie ukrywam, iż w przyszłości chciałaby się czymś podobnym zajmować. Ponieważ duch patriotyczny nie pozwoliłby mi zapomnieć na stałe o Polsce, chciałabym współpracować z Polakami, ale ponieważ duch podróżniczy nie pozwoli zostać w jednym miejscu, chciałabym to robić gdzieś w świecie.
Wracając jednak do poszukiwań. Gdy już zdecydowałam się jaki rodzaj instytucji byłby dla mnie idealny, pozostało pytani: czy można? Otóż praktyki w ramach programu Erasmus mają pewne zasady. W regulaminie wyraźnie podkreślone jest, iż instytucja partnerska musi znajdować się w kraju uczestniczącym w programie Erasmus (czyli Kraje Unii Europejskiej, Kraje Obszaru Gospodarczego: Islandia, Lichtenstein, Norwegia i kraj kandydujący czyli Turcja) oraz, iż nie jest dozwolone odbycie praktyki w:
  • instytucjach Unii Europejskiej,
  • instytucjach zarządzających unijnymi programami,
  • placówkach dyplomatycznych ojczystego kraju studenta
  • zagranicznych oddziałach przedsiębiorstw lub instytucji z ojczystego kraju studenta, które nie są odrębnymi instytucjami lub przedsiębiorstwami.
Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem mój idealny pomysł nie legnie w gruzach, gdyż obawiałam się, iż organizacje polonijne mogą być zależne od UE, lub jej podlegać. Od razu skreśliłam ambasady i instytuty polskie – jako placówki dyplomatyczne ojczystego kraju. O tym czy mogę, wolałam dowiedzieć się osobiście w biurze Erasmusa, przedstawić swoje propozycje. Do tej pory pamiętam jak w 30-stopniowym upale, z nogą w gipsie pokonywałam z wielkim trudem dystans kilku metrów bo budynku, w który znajduję się siedziba biura Erasmusa, ale było warto! Okazało się, że oczywiście mogę. Organizacje polonijne są pozarządowe, a ponieważ współgra to z idealnie z moim kierunkiem studiów mam wolną rękę w poszukiwaniach.
Erasmus uczy cierpliwości, ale również wytrwałości. Nie można się poddawać w poszukiwaniu wyznaczonego celu. Dlaczego piszę o tym w tym miejscu, po wcześniejszym przedstawieniu jak korzystnie wszystko się dla mnie potoczyło? Ponieważ pomimo wielu miejsc stowarzyszających Polaków za granicą, wcale nie było łatwo. Instytucji szukałam oczywiście na stronach internetowych, wpisując w wyszukiwarkę: organizacje polonijne, stowarzyszenia polaków za granicą, Polacy/Polonia za granicą itp. Jak wcześniej wspomniałam odbyłam semestr studiów w Rumuni, więc tym razem chciałam zdziałać coś w innym państwie. Nie ukrywam, iż marzyłam o Hiszpanii, ale podania wysyłałam również do Portugalii, Grecji, Chorwacji. Wysyłałam i wysyłałam, informując o moim kierunku studiów i praktykach jakie chcę odbyć. Wysyłałam kilka podań dziennie, w sumie około pięćdziesięciu, ciągle znajdując nowe miejsca. Najwięcej oczywiście lądowało w Hiszpanii. Zdawałam sobie sprawę, iż nie wszyscy odczytują maile od razu, a mimo to, z pocztą w telefonie komórkowym, na bieżąco, co chwila odświeżałam pocztę czekając na wieści. Nic…
Zaczęłam się obawiać, że szansa przepadła, a dalsze bardzo męczące czekanie nie przyniesie skutku… aż pewnego dnia przyszła wiadomość z Portugalii: „Przykro nam, ale nasza instytucja nie organizuje praktyk, proszę zapytać w ambasadzie.” Cóż w ambasadzie zapytać nie mogę, a pierwsza nadzieja przepadła. Następna wiadomość, z Grecji: „Wątpię, żebyśmy mogli pani coś zorganizować, proszę sprawdzić tu…” , a „tu” podany był namiar na stronę, która była nieaktywna. Następnego dnia wiadomość ze Szkoły Polskiej w Barcelonie: „Istnieje możliwość odbycia praktyk w naszej instytucji. W chwili obecnej mamy jedną osobę odbywającą trzymiesięczną praktykę w zakresie Erasmusa. Kiedy chciałaby Pani rozpocząć praktykę?”
Chyba nie muszę nic dodawać, a moją radość można sobie wyobrazić. Odpowiedziałam natychmiastowo, a wiedząc, że ktoś odbywa już praktykę w ramach Erasmusa, wiedziałam, że miejsce jest odpowiednie. Prawdą jest, iż odpowiedź uzyskałam w sierpniu (2013), a na praktyki zamierzałam przyjechać pod koniec lutego (2014), ale to nie był problem. Kontakt z Panią Ewą przebiegał świetnie, dokumenty wypełniłam i zdobyłam wszystkie podpisy ekspresowo, po oficjalnym przyjęciu na studia dokumenty złożyłam, a żeby być pewną, że nikt mi już tego nie zabierze, umowę podpisałam na początku grudnia. A potem pozostało tylko czekać, czekać cierpliwie, choć cierpliwością nie grzeszę, czekać i przygotowywać się, szukając mieszkania, kontaktu z osobami na miejscu itp., ale o tym następnym razem.

Kamila Ocimek

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozkład zajęć 2024/2025

Kontakt

Co jest potrzebne aby zapisać dziecko do szkoły w Katalonii?