Polecamy: „Jutro klasówka”, Edmunda Niziurskiego
Głównym bohaterem utworu Edmunda Niziurskiego jest chłopiec Jarek, który uczęszcza do podstawówki. Zarówno on, jak i jego rówieśnicy nie przepadają za matematyką, która prowadzona jest przez wymagającego nauczyciela o wymownym nazwisku - pana Kwasa. Ten jednak, ku zdziwieniu wszystkich uczniów, udaje się na zwolnienie lekarskie i to na całe dwa miesiące, które upływają uczniom beztrosko, bo bez nauki nielubianego przedmiotu. Głównego bohatera oraz jego kolegę Cykuckiego w tym czasie pochłania również sport - otóż zostają oni przyjęci do drużyny hokeistów, składającej się z samych siódmoklasistów, a więc starszych od Jarka i Cykuckiego uczniów. Dostają jednak pozycje bramkarzy, których po prostu nikt nie chciał ze starszych graczy. Nie mniej jednak jest to i tak ogromne wyróżnienie dla chłopców, a dodatkowo, z racji tego, że piastują najmniej rozchwytywane stanowiska bramkarzy, udaje im się podpisać Umowę Sportową - dokument, który ma im zapewniać pewne przywileje, ale także chronić, między innymi przed „gogami”, czyli nauczycielami, a szczególnie przed postrachem wszystkich uczniów, nauczycielem matematyki. Taka umowa wydaje im się prawdziwym błogosławieństwem w momencie, kiedy po dwumiesięcznej nieobecności wywołanej chorobą matematyk wraca do szkoły i zapowiada klasówkę z arytmetyki. Zaczyna się więc wyścig z czasem, a także burza mózgów, jakby tu sprawdzianu uniknąć.
Utwór jest bardzo humorystyczny, pełno jest zabawnych scenek, dowcipu sytuacyjnego, a także lingwistycznego. Doskonale obrazuje to scena z przekręcaniem nazwiska:
„- Jestem Cykucki - powiedziałem ponuro.
- Co? Kucki? - zapytał Kłapuch, zdradzając w dodatku jakby zanik słuchu.
- Cykucki.
- Aha... trzy kucki. Ale czemu kolega sepleni?
- Ja nie seplenię - zasapał Cykucki - ale tak się nazywam Cykucki. Mówią na mnie także >>Cykuś<< - chrząknął wstydliwie. - Cykuś, czy to koledze coś mówi?
- Kicuś? Nie, nie słyszałem. To zajączek?”
Dowcip pojawia się często w wyniku przekręcania niektórych słów przez bohaterów. Obrazuje to na przykład wypowiedź Jarka skierowana do ojca:
„-Nie jestem chory, tylko jutro mamy klasówkę z arytmetki i muszę być w formie, a tatuś sam mówił, że sen regangrenuje organizm”
Aby uniknąć klasówki, chłopcy wymyślają oszustwo - na początku pozornie błahe, powoli prowadzi do nagromadzenia dziwnych sytuacji i pojawienia się kolejnych kłamstw. „Nie myślałem, że będę musiał tak dużo kłamać - wypowiada się główny bohater - Ale już widać tak jest z kłamstwami. Jak się raz skłamie, to potem wciąż trzeba kłamać. To się toczy jak lawina”. Przedstawione zostają również różnego rodzaju nieuczciwości - na drodze Jarka pojawiają się postaci - znachora, znanego kieszonkowca, a także plantatora buraków cukrowych.
Pytanie: dlaczego znachor jest tak popularny? łączy się również z innym:„Czy rozsądny człowiek wierzyłby w znachora?”. Niziurski stara się pokazać, że to empatia jest niezwykle istotna w relacjach międzyludzkich. Nie tyle szkiełko i oko, ile właśnie serce, rozumiane tutaj jako wrażliwość na lęki, emocje drugiego człowieka, odgrywa istotną rolę. Znachor, choć nie umie leczyć, potrafi powiedzieć pacjentowi dobre słowo, jest po prostu ludzki. Dlaczego chorzy nie chcieli iść do prawdziwego lekarza, doktora Otrębusa? Odpowiada na to pytanie jedna z pacjentek: „Ja tam się boję do Otrębusa (...) mówią, że dla niego chory człowiek, to tyle co zepsuta centryfuga. Zbadać zbada, ale dobrego słowa nie powie, tylko tak patrzy na człowieka, że zimno się robi”. Następnie Jarek udziela rady lekarzowi, mówiąc, że powinien być dla pacjentów „czuły” jak ten znachor, który „nawet jak szkodził ludziom, to robił to czule. I musi pan każdego pocieszyć. To są przeważnie bardzo nieszczęśliwi ludzie. Najlepiej gdyby pan mówił do nich: serca złote”.
Kieszonkowiec, Dariusz Jasnobrzeski, też jest przedstawiony „po ludzku”. Jest sympatyczny, rozmawia z chłopcami traktując ich jako praktykantów w zawodzie złodziejskim. Sam uważa się za człowieka światowego, obytego oraz wykształconego, co ma oczywiście efekt humorystyczny, podobnie jak to, że on nazywa osoby, które okrada, swoimi „klientami”.
Przypadek plantatora buraków cukrowych jest również interesujący - mężczyzna zamiast chodzić do prawdziwego lekarza, leczy się u znachora, ponieważ... nie chce wyzdrowieć. „Prawdziwy lekarz by mnie za szybko wyleczył, a ja muszę jeszcze chorować... chociaż rok” - powie Jarkowi. Plantator kłamie, żeby zatrzymać swoje dzieci przy sobie. „Nie chcą zostać na roli i uprawiać buraków cukrowych. Tylko moja choroba jeszcze je przy mnie trzyma. Jakby zobaczyły, że wyzdrowiałem, toby mnie zostawiły samego na roli jak palec z moimi burakami i uciekłyby w świat”. Takie kłamstwo jest więc pewną formą manipulacji.
Ta refleksja na temat kłamstwa, która przewija się przez cały utwór, dekonstruuje niejako pojmowanie oszustów, kłamców, złodziei jako postaci jednoznacznie negatywnych. W tekście pojawia się niezwykle istotne pytanie retoryczne: „Czyżby i u oszustów były możliwe serdeczne uczucia?”, które może być kluczem do interpretacji utworu Niziurskiego. Złodziej, znachor, kłamca - to też ludzie, którym należy się pomoc i pewne zrozumienie.
Podsumowując, jest to utwór o perypetiach związanych z próbami uniknięcia klasówki z matematyki. Już sama tematyka sprawia, że książka jest zabawna i lekka, na co dodatkowo mają wpływ żywe i liczne dialogi, a także humor. Powieść nie ma na celu umoralniania, a jednak poruszona została w niej kwestia kłamstwa, oszukiwania oraz szacunku i zrozumienia dla różnych ludzi. Wartka akcja i zaskakująca fabuła sprawiają, że (jeżeli nie masz jutro klasówki), warto sięgnąć po utwór Edmunda Niziurskiego.
Małgorzata Walczak
Komentarze
Prześlij komentarz