Ahoj Barcelono!
Większości Polaków Barcelona kojarzy się z ciepłem, Sangrią, niekończącą się fiestą i kąpielami w morzu. Kiedy trzy lata temu spontanicznie spakowałam plecak i po raz pierwszy przyjechałam do Barcelony, też liczyłam na urlop bez niespodzianek. Okazało się jednak, że tym, co w Katalonii najbardziej pociągające są ludzie. Otwarci, gościnni, niemarudzący. Cieszący są wolnością, pogodą, umiejący wykorzystywać wolny czas. W ciągu kilku dni poznałam kilka wspaniałych osób, którym obiecałam, że kiedyś na pewno przyjadę na stałe. Kończyłam wtedy licencjat z edytorstwa na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie i zaczynałam zastanawiać się, czy właśnie to chcę robić w życiu.
Moją największą pasją są ludzie. Kraków to wspaniałe miasto, w którym można z łatwością poznać osoby z całego świata. Przyjeżdża tam dużo studentów dzięki programowi Erasmus. Poznałam wielu z nich, co bardzo otworzyło mnie na inne kultury, sposoby bycia, wierzenia, poglądy. Rozwinęło mnie to też językowo i rozbudziło chęć uczenia się kolejnych języków. Dzięki tym kontaktom i wielu rozmowom na temat języków na świecie odkryłam, że mogę połączyć moją fascynację językiem polskim z miłością do ludzi. Zaczęłam studia magisterskie w Centrum Języka i Kultury Polskiej przy Uniwersytecie Jagiellońskim na kierunku Nauczanie Języka Polskiego jako Obcego i Drugiego. To był strzał w dziesiątkę. W ciągu ostatnich trzech semestrów poznałam kolejnych obcokrajowców zainteresowanych naszą kulturą i językiem. Miałam także okazję pracować w Szkole Letniej Języka Polskiego, gdzie zetknęłam się z Polonią z całego świata, a przede wszystkim nabrałam ochoty na „wyruszenie w teren” i przekonanie się na własnej skórze, jak wygląda edukacja polonijna poza granicami kraju.
Postanowiłam skorzystać, rzutem na taśmę, z szansy jaką daje stypendium Erasmus Praktyki i wyjechać na ostatnim semestrze studiów. Początkowo szukałam szkoły językowej lub szkoły polskiej we Francji. Wpatrując się w mapę Europy z zaznaczonymi szkołami, wzrokiem uciekałam jednak do Barcelony. Na stronie Szkoły od razu znalazłam zakładkę „praktyki” i wysłałam zgłoszenie. Pani Ewa odpowiedziała błyskawicznie i okazała się bardzo ciepłą osobą. Przez wszystkie miesiące załatwiania formalności, czekałam na wyjazd jak na szpilkach. Przygotowania do wyjazdu zaczęłam już kilka miesięcy wcześniej. Zamknęłam swoją małą firmę kateringową, porozmawiałam z prowadzącymi zajęcia, którzy zareagowali na szalony pomysł Erasmusa tuż przed końcem studiów zadziwiającym entuzjazmem, obliczyłam budżet, zrobiłam małe oszczędności, skontaktowałam się ze wszystkimi ludźmi, jakich znam w Barcelonie i, jak się spodziewałam, wszyscy ucieszyli się na mój przyjazd i zaoferowali pomoc w aklimatyzacji.
Największym problemem okazało się szukanie mieszkania. Przez pierwszą połowę poprzedniego miesiąca byłam pewna, że mam jeszcze dużo czasu. Kiedy jednak zaczęłam odpowiadać na ogłoszenia po angielsku, odpowiadało mi tylko echo. Zmieniłam taktykę i spróbowałam swoich sił po hiszpańsku. Nadal dostawałam sporo zbywających odpowiedzi. Zastanawiam się, czy chodziło o moją narodowość, czy popełniałam jakiś kardynalny błąd językowy. Nie zraziłam się i postanowiłam skorzystać z propozycji przyjaciela, aby zatrzymać się w jego mieszkaniu i szukać własnego kąta już z Barcelony. Mały problem miałam także z hiszpańską kartą SIM, którą można kupić tylko w salonie operatora i aktywować tam, okazując… paszport. Tak, tak, nie ma co się tłumaczyć Schengen. Paszport musi być i kropka. Poza tym salony są często zamknięte na czas siesty, z powodu czego spędziłam prawie cały dzień na gonitwie za hiszpańskim numerem telefonu.
W ciągu trzech pierwszych dni w Barcelonie zdążyłam się zakochać w architekturze, palmach, wietrze znad morza, tanich owocach i po raz kolejny – w ludziach. Na moje ogłoszenie o poszukiwaniu mieszkania i nauczyciela języka hiszpańskiego odpowiedziało kilka osób, które co prawda nie miały mi do zaoferowania nic z powyższych, ale chciały mnie poznać. Poznałam Mateusza z Krakowa (sic!), Nielsa z „całego świata” i Isę z Barcelony. Wybieram się wkrótce na tandem językowy (spotkania ludzi zainteresowanych konwersacjami w językach obcych) i liczę na to, że mój hiszpański lada dzień dostanie skrzydeł. Moi przyjaciele i rodzina hucznie zapowiedzieli odwiedziny, więc muszę szybko się zaaklimatyzować, żeby wejść w rolę przewodnika dla nich wszystkich.
Paulina Lipiec
Komentarze
Prześlij komentarz