Barcelona - Montpellier


Kilka razy budząc się rano myślałam, że znowu przespałam cały poranek, ponieważ słońce świeciło tak jakby było już południe. Ale nie! To poranne, tak ostre promienie słońca w Barcelonie, wpadające do mojego pokoju, zapowiadały kolejny piękny dzień. Staram się każdy z nich celebrować i wykorzystać w stu procentach. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie pędzący czas, który umyka niepostrzeżenie. 24.marca zdałam sobie sprawę, iż jestem tu już równy miesiąc. Cały miesiąc w Barcelonie. Oczywiście nie powinnam się rozwodzić nad upływającym czasem i zbliżaniem się do końca pobytu, gdyż mimo wszystko zostało mi więcej niż mniej, ale jednak. Żeby mimo wszystko o tym nie myśleć – działam! Czuję, że coś zmienia się we mnie w Barcelonie, od sposobu myślenia po działanie. Chcę więcej więcej i więcej. Bo im więcej mam, tym więcej chcę, ale… im więcej chcę, tym też więcej też mam. Ostatnio wspominałam o swoich planach wyjazdowych. Wtedy były jeszcze planami dziś są albo zrealizowane albo bliskie realizacji. Bilet do Maroka zakupiony (w okazyjnej cenie 40 euro), a wycieczka do Francji odbyta. Chciałabym wspomnieć o tym wyjeździe gdyż dzięki niemu zdobyłam kilka nowych doświadczeń.

Otóż mam znajomego w Montpellier, który twierdzi, iż Barcelona jest po sąsiedzku, kilka godzin jazdy, więc czemu nie przyjechać. Pytanie tylko jak? BlaBlaCar! Słyszałam oczywiście wcześniej o tej stronie, za pośrednictwem której ludzie umawiają się na wspólny przejazd za określoną opłatą, ale nie byłam do końca pewna czy chcę z tego skorzystać. Jednak sposób był najprostszy i najtańszy. Napisałam, skontaktowałam się, umówiłam się na Plaça de Catalunya i o 10 rano w piątek wyruszyłam w drogę z Santiago (chłopak, który urodził się w Kanadzie, mieszkał we Francji, a studiował w Hiszpanii), Mattem (podróżnik z Nowego Jorku) i Mahometem (Marokańczyk, który wyruszył szukać szczęścia do Francji). Zaczęło się od małej stłuczki, ale poza tym droga była bezpieczna i wesoła. Rozmawialiśmy cały czas, a dzięki wspólnym zainteresowaniom dotyczącym podróży, co chwila komentowaliśmy plany lub dokonania poszczególnych osób. Obiecałam nawet wspomnieć o tej podróży, co robię z radością, gdyż naprawdę nie spodziewałam się, iż wszystko będzie tak banalne i tak przyjemne. Potwierdza to po raz kolejny tezę, iż straszne lub trudne wydaje się to co nieznane – poznane staje się banalnie proste, a uprzedni, towarzyszący strach – śmieszny. Dotarłam do Francji! I w trakcie zwiedzania miasta (warto dodać, iż naprawdę pięknego) czekałam tylko do wieczora. Nie wspomniałam jeszcze, iż jednym z powodów wizyty, oprócz odwiedzin i poznania nowego miejsca był występ Cirque du Soleil – grupy cyrkowców czyniących cuda na scenie i przenoszących choć na chwile w świat magii. Pamiętam, że gdy poszukiwałam miejsc, w których występują i zobaczyłam Montpellier po prostu nie mogłam w to uwierzyć, wszystko po mojej myśli. O zobaczeniu na żywo Cirque du Soleil marzyłam gdy tylko dowiedziałam się o ich istnieniu i o tym co robią, czyli cztery lata. I chciałabym tu podkreślić, iż nie są to komiczne występy clownów, ale kilkudziesięciu postaci, którzy opowiadają swego rodzaju historię, przenosząc widza w inny, odrealniony świat. Muzyka, śpiew, światła, magia, wszystko harmonijnie zgrane i doprawione pokazem umiejętności akrobatycznych. I pomimo, iż posiadaliśmy najtańsze bilety, mieliśmy artystów na wyciągnięcie ręki, gdyż jak się okazało część przeznaczona dla nas była remontowana, więc tym osobom dostawiono krzesła praktycznie przy samej scenie – i jak tu nie być szczęśliwą? Potem, po zakończonym występie (oczywiście dla mnie za krótkim, mimo iż trwał dwie godziny) widok Morza Śródziemnego od strony Francji, następnego dnia Carcassonne i piękny zamek, a na koniec mała wioska „na końcu świata”. Miejsce aktualnie zamieszkałe, choć znajdujące się pomiędzy skałami przypominającymi kanion, a domy i otoczenie są jakby wyciągnięte ze średniowieczna. Pięknie i magicznie.

Wszystko się przecież kończy więc i ten kolejny piękny weekend – tym razem poza Barceloną dobiegł końca. Przez to, iż całą niedzielę spędziłam poza domem nie miałam możliwości skonstatowania się z nikim przez stronę BlaBlaCar i dopiero ok. północy odpowiedziałam na zamieszczoną ofertę. Dla mnie jako osoby zapobiegliwej, lubiącej wiedzieć wszystko wcześniej i mieć wszystko przygotowane, było to dosyć stresujące. Chciała wrócić w poniedziałek rano, a o północy jeszcze nie wiedziałam z kim i jak. Prawdą okazała się rada znajomego, iż w tym przypadku, normalne jest umawianie się na przejazd kilka godzin przed. Więc jak już wspomniałam – odpowiedziałam na ogłoszenie i w ciągu 20 minut wiedziałam, iż rano wracam do Barcelony. Proste? Banalne! Ponownie start o 10 rano i ok. godziny 13.30 byłam… w domu. Tak właśnie się poczułam, wróciłam do domu – do Barcelony. Po południu wspominałam jak to rano byłam jeszcze we Francji…

I co dalej? Dalej wracam do obowiązków. Przed nami przedświąteczne spotkanie w Szkole Polskiej i wspólne malowanie jajek. Na pewno wszyscy chcieliby, aby ten dzień był wyjątkowy. I na pewno taki będzie!
Kamila Ocimek

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontakt

Rozkład zajęć 2022/2023

Co jest potrzebne aby zapisać dziecko do szkoły w Katalonii?