Krzysztof: moja kolejna wizyta w Barcelonie


Nazywam się Krzysztof Grochowalski, jestem uczniem IV LO w Radomiu i chodzę do klasy dwujęzycznej z językiem hiszpańskim. W Hiszpanii, jak i samej Barcelonie, byłem już dwa razy. Mam nadzieję, że ten miesięczny pobyt (praktyki w Stowarzyszeniu Kulturalnym Szkoła Polska) umożliwi mi poznanie całego miasta, mentalności Hiszpanów i głównych atrakcji. Jeśli będę mieć taką możliwość z wielką chęcią odwiedzę to miejsce, w przyszłości, jeszcze raz.
Wraz z moim kolegą Łukaszem przylecieliśmy do Barcelony około  godziny 15. Po małych problemach wreszcie odnaleźliśmy się z Panią Sabiną, u której mieszkamy i przemieściliśmy się do mieszkania. Łatwość systemu komunikacji odkryliśmy chwilę po rozpakowaniu się, gdy ruszyliśmy w naszą pierwszą „ekspedycję” po Barcelonie. Pojechaliśmy najpierw na Plaza Catalunya, gdzie Ramblami doszliśmy do Kolumba, a następnie do portu. Zaskoczył nas ogromny tłok ludzi przypadających na 1 metr kwadratowy oraz różnorodność kulturowa, której w Polsce, także niby europejskim kraju, tak licznie nigdzie nie spotkamy. W Barcelonie czuć wszechobecną tolerancję wobec religii, koloru skóry, ubioru czy preferencji seksualnych. Ludzie robią co chcą, nie przejmują się opinią innych, noszą to co lubią i zachowują się wedle własnych, narzuconych sobie zasad. Wiele z tych cech mogliby przejąć nasi rodacy. Naszym kolejnym celem były fontanny na Plaza Espanya. Imponujący pokaz wodny, pełen kolorów i muzyki robił wrażenie. Całemu spektaklowi niestety towarzyszyły odgłosy piszczałek nieznośnych sprzedawców i wystrzeliwane kolorowe śmigiełka. Po męczącym dniu wróciliśmy do mieszkania i położyliśmy się spać. W niedzielę obudził nas hałaśliwy przemarsz zwolenników autonomii katalońskiej i lekko dokuczała dość duszna atmosfera panująca w naszych pokojach. Jak to mówią „Sorry, taki mamy klimat” , trzeba się do tego przyzwyczaić. Na ten dzień mieliśmy zaplanowane odwiedzenie kilku miejsc. Najpierw pojechaliśmy na Barcelonetę, gdzie zapoznaliśmy się z terenem z myślą, że za parę dni ponownie ją odwiedzimy jako typowi „plażowicze”. Następnie mieliśmy jechać na paradę homoseksualistów, by przyjrzeć się temu wydarzeniu z bezpiecznej odległości i porobić parę ciekawych zdjęć do tego artykułu. Polska nie należy do państw zbyt tolerancyjnych, dlatego chcieliśmy potraktować to jako pewnego rodzaju nowe doświadczenie. Niestety trafiliśmy nie na ten plac- zamiast na Plaza Espanya, wysiedliśmy wcześniej na Plaza Catalunya, gdzie również dobrze spędziliśmy czas na robieniu zdjęć. Po krótkiej, ale zaciętej kłótni z naszymi żołądkami wróciliśmy na Fondo. Na miasto wyszliśmy dopiero pod wieczór obejrzeć „skaczące jajka” z okazji Bożego Ciała i przejść się do portu.
Barcelona to piękne miasto. Zaskakuje swoim specyficznym urokiem i przyciąga uwagę. Jest bardzo aktywne nocą, a ludzie, których możemy tu spotkać są dość zróżnicowani. Osobiście uważam, że Barcelona jest kolorowym odbiciem Polski, czy miasta, w którym mieszkam. To miejsce nie kojarzy mi się z szarością (może to na skutek pogody) i brakiem indywidualności. Jest to kreatywne miejsce dające ludziom możliwości do własnego rozwoju. Wydaję mi się, że ludzie tutaj nie żyją na siłę czy za karę, lecz wedle sentencji „Carpe Diem” wykorzystują życie jak najlepiej. Po wstępnym wychwaleniu Barcelony, czas na minusy. Mieszkając przy stacji metra Fondo dookoła zauważam drugi Pakistan, Indię, czy Chiny. Przechodząc do pobliskiego sklepu „Mercadona” minąłem jedynie z 5 rodowitych Hiszpanów. Wysiadając któregoś razu na stacji Urquinaona, pod ścianą, nie dało się nie zobaczyć ok. czterdziestu mężczyzn o ciemnym kolorze skóry z workami w dłoniach. W centrum jest skupisko wszystkich kultur i nie jest to tak bardzo rażące jak na obrzeżach miasta. Jednak rzeczą o jaką się martwię to, to, by za parę lat Barcelona była dalej hiszpańska, a nie indyjska, pakistańska czy koreańska. Oby Hiszpania nie podzieliła losu Francji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozkład zajęć 2024/2025

Kontakt

Co jest potrzebne aby zapisać dziecko do szkoły w Katalonii?