Topienie Marzanny-początek wiosny
Obrzędy wiosenne celebrowane w okresie wiosennego przesilenia słonecznego odgrywały w kulturze chłopskiej szczególną rolę. Należało rytualnie rozbudzić życie po martwym okresie zimy. Wstępną fazę wiosennych rytuałów stanowiły zwyczaje i obrzędy zapustne, sprawowane u schyłku zimy. Być może osoby z krakowskiego pamiętają biegające po wsi podczas zapustów chłopięce grupy przebierańców, tzw. Pokuśniki. Może pamiętają też zamaskowanego mężczyznę zwanego zapust, ubranego w kożuch i wysoką papierową czapę. Pokuśniki różnymi figlami rozbawiali widzów, poczem niespodziewanie wpadali na nich bijąc batami. Natomiast zapust wygłaszał zabawne oracje, kończące się życzeniami dobrych urodzajów. Poza tym przybycie wiosny miało ułatwić topienie lub palenie Marzanny, kukły ludzkiej personifikującej zimę i śmierć. Zwyczaj ten ma bardzo głębokie tradycje.
Marzanna – Morena, Marzanik, Marzaniok (od słów mor, mara, zmora), Śmierć, Śmierztecka, Śmiertka, Śmiercicha – to różne określenia, jakie nadawano kukle Marzanny. Wykonywaną ją z wiechcia słomy, okręcano białym płótnem, ozdabiano wstążkami i koralami. Może nią być też lalka wykonana z gałganów. Jak już wspomniałam stanowiła uosobienie zimy i śmierci. Wyprowadzanie jej po za granice wsi i utopienie lub spalenie było konieczne, aby przywołać wiosnę. Obrzędu dopełniano w czwartą niedzielę Wielkiego Postu, zwaną często Białą, Czarną albo Śmiertną.
Święto wielkiego dnia i wielkiej nocy przypadające właśnie na pierwszą niedzielę po równonocnej pełni księżyca, było dla naszych słowiańskich przodków Świętem Matki Ziemi. I wówczas pierwszym z jego rytuałów było przepędzenie zimy, czyli topienie słomianej kukły już zwanej Marzanna. Odziewano ją w białe płócienne szaty, na głowę wkładano cierniową koronę z gałęzi głogu, po czym obnoszono wokół wioski śpiewając, wyśmiewając zimę i przyzywając wiosnę. Śpiewom towarzyszyło trzaskanie z batów, przygrywanie na grzechotkach i innych rytualnych instrumentach oraz ogólne czynienie hałasu i zamieszania. Następnie kukłę palono albo topiono. W 1420 roku Synod Poznański potępił te zabobonne zwyczaje. Jako, że zakazy nie pomogły, podjęto próbę włączenia rytuału do obrzędu kościelnego. Na przełomie XVII i XVIII wieku starano się zastąpić go zwyczajem zrzucania z wieży kościelnej w środę przedwielkanocną kukły, mającej wyobrażenie Judasza. Jak dzisiaj możemy się przekonać, próby te nie zakończyły się sukcesem. Starosłowiański zwyczaj z regionalnymi modyfikacjami zachował się do tej pory. Unicestwieniu Marzanny, czyli zimy, towarzyszyło natychmiastowe wnoszenie do wsi znaku wiosny – małej jodełki, przystrojonej pisankami – symbolami życia, zwanej gaikiem, maikiem lub lateczkiem.
Wielu historyków uważa, że obrzęd ten miał chronić przed morowym powietrzem, czyli zarazą nękającą Europę.
Począwszy od XIX wieku zwyczaj ten stopniowo zmieniał się w zabawę, w której biorą udział przede wszystkim roześmiane dzieci i młodzież. Współcześnie łączymy go z początkiem kalendarzowej wiosny (21 marca), kiedy to uczniowie, topiąc Marzannę wrzucają wraz z nią swoje szkolne niedole i problemy.
Do dziś zachował się zwyczaj topienia Marzany, choć dawno stracił swój magiczny wydźwięk. Już nawet najmłodsi wiedzą, że to tylko zabawa a nie obrzęd ofiarny. Mimo, że wiedzą, że to jest tylko zabawa przestrzegają pewnych reguł, np. nie wolno dotykać pływającej już w wodzie kukły, bo uschnie wtedy ręka; należy jak najszybciej odejść z miejsca egzekucji, nie oglądając się za siebie, bo można się rozchorować, etc. Mi to, bardziej mi to wygląda na troskę rodziców niż na reguły zabawy.
Komentarze
Prześlij komentarz