Coraz bliżej roku szkolnego!
Jeszcze niedawno Szkoła Polska w
Barcelonie obchodziła kolejne zakończenie roku szkolnego, a tu nowy
rok już za pasem! Wakacje dobiegają końca i wszyscy coraz
intensywniej przygotowują się do rozpoczęcia nauki. A nowy rok
szkolny zapowiada się niezwykle ciekawie. Dla każdej z grup
przygotowujemy programy zajęć, które, mamy nadzieję, sprostają
oczekiwaniom nie tylko uczniów, ale i rodziców, a przy tym każde z
dzieci będzie mogło znaleźć coś, co je zainteresuje.
Coraz dłuższy pobyt w mieście
Gaudiego sprawia, że z jednej strony większość rzeczy staje się
dla mnie oczywista, a z drugiej pojawiają się coraz nowsze,
zaskakujące obserwacje. Już mniej dziwi mnie np. otwartość
mieszkańców, wszechobecne „hola guapa”, czy właściciele
wszelkiego rodzaju sklepików i lokali, którzy potrafią (może
czasem zbyt nachalnie) wręcz zatrzymać przechodnia i prawie obrazić
się, gdy ten nie kupi proponowanego produktu, bądź nie wejdzie do
polecanej restauracji. Normalnym stało się dla mnie, że prawie na
każdym kroku napotkać można nie tylko Hiszpanów, czy
Katalończyków, ale również przedstawicieli zgoła różnych
państw, kultur i religii. Ze swoimi sklepami, małymi firmami, czy
lokalami gastronomicznymi są oni wręcz wpisani w krajobraz miasta i
pewnych dzielnic nie można sobie bez nich wyobrazić. Wiem już, że
z samego rana nie ma co liczyć na otwarty sklep spożywczy znanych,
dużych sieci, za to do mini supermarketu za rogiem prowadzonego
przez Pakistańczyka mogę udać się praktycznie o każdej porze,
nawet w niedzielę. Normalnym stało się również przechadzanie
się centrum miasta w co najmniej dziwnej pozie w obawie przed
kieszonkowcami, kryjąc przed sobą np. torebkę lub pilnując, czy
telefon znajduje się cały czas na swoim miejscu.
Jeśli zaś
chodzi o te nieco bardziej zaskakujące elementy to na przykład -
niezwykle trywialnie - burza i deszcz. Od zawsze kojarzyłam
Hiszpanię (jakże naiwnie – całą) przede wszystkim ze słońcem
i piękną pogodą. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że przecież
tu też może padać! Problematycznym okazał się ten fakt w
momencie, gdy zdałam sobie sprawę, że zabrałam ze sobą wyłącznie
ubrania letnie, a o istnieniu parasola wręcz zapomniałam.
Fascynujące jest dla mnie również, że ludzie nawet w dobie
kryzysu potrafią zarabiać tu w zaskakujące sposoby – mężczyzna
siedzący przy jednej z uliczek Barri Gòtic
z piłką na głowie i zbierający monety do czapki, bądź grupy
młodych ludzi, którzy prezentują najróżniejsze talenty, od tańca
przez chodzenie po szkle aż po plucie ogniem. Barcelona swoim
gościom nie pozwala nudzić się chyba nigdy. Miłą niespodzianką
jest również to, że przy odrobinie pomysłowości i oczywiście
dzięki poczcie pantoflowej (która, nota bene, wśród zagranicznych
studentów funkcjonuje zaskakująco dobrze) można zachwycać się
miastem z tej nieco mniej turystycznej strony nie wydając dzięki
temu fortuny . W ten właśnie sposób odkryłam np. Bunkers del
Carmel – niesamowite miejsce, z którego zobaczyć można całą
Barcelonę, grające fontanny przy Plaça
d'Espanya, próby Castellers, czy Festa Major w różnych dzielnicach
Barcelony, a także poza nią. To wspaniała okazja, aby odstąpić
nieco od roli turysty i obserwatora, ale choć na chwilę wejść w
tutejszą społeczność.
„To
miasto ma czarodziejską moc. Zanim się człowiek obejrzy, wejdzie
mu pod skórę i skradnie duszę” napisał jeden z moich ulubionych
katalońskich autorów. Nie sposób się z nim nie zgodzić.
Marta Smarul
Komentarze
Prześlij komentarz