Odwiedziny, odwiedziny.


Przyjechali, nareszcie przyjechali. Długo oczekiwałam moich znajomych z Polski i w końcu „wpadli” w odwiedziny do Barcelony. Cały czas byłam ich przewodnikiem po mieście, będąc dumna z faktu dosyć dobrego rozeznania w Barcelonie, a także z tego , że mogę gościć bliskie mi osoby właśnie tu! Niestety na początek Barcelona przywitała ich błotem z nieba. Była środa w nocy gdy dojechali z lotniska do centrum, więc zaproponowałam im spacer nocą po Barcelonie. Czuliśmy, że mży, ale dopiero widok naszych ubrań uświadomił nam, że raczej nie był to deszcz. Jak się później okazało był to piasek z Sahary, który czasem przyniesiony przez wiatr, pada tak jak deszcz – kolejna ciekawostka do odnotowania. Te cztery dni, na które przyjechali minęły jak w oka mgnieniu. Czas uciekał jak szalony i oczywiście znajomi choć chcieli zobaczyć jeszcze więcej i więcej, byli usatysfakcjonowani z tego co się udało zwiedzić. Po tych odwiedzinach tym bardziej doceniłam moje przebywanie tutaj – to czego nie zobaczą moi goście z powodu ograniczeń czasowych, ja mam na co dzień i mogę tam się udać w każdej chwili. Oczywiście jako dobry przewodnik musiałam zaprowadzić ich do miejsca gdzie serwują niedrogie, a dobre tapas (wyjaśniając przy okazji co to jest), polecić titno i inne dobre hiszpańskie wina oraz namówić na churros (choć długo namawiać nie musiałam). Niespodzianką dla mnie (choć dla nich może większą) był pokaz grających fontann na Placa España. Oczywiście wiedziałam, iż niebawem rusza sezon ich działania, ale nie spodziewałam się, że to już – wszyscy byliśmy oczarowani. Czas dzieliłam między znajomych, obowiązki wobec Szkoły Polskiej (w tym czasie wypadło kolejne, dziewiąte już, rodzinne malowanie jajek, które osobiście uważam za bardzo udane), a także wysyłanie mojej aplikacji do kolejnego programu Erasmus – co przyznaję było dość kłopotliwie, szczególnie, iż robiłam to o 3 w nocy, mając cztery osoby do towarzystwa w pokoju 12m2.

Skoro już wspomniałam o powyższej aplikacji chciałabym troszkę więcej o tym napisać. Pamiętam, iż będąc w Rumuni myślałam o zorganizowaniu wyjazdu do Hiszpanii. Będąc w Hiszpanii szukam możliwości kolejnych wyjazdów. I okazało się, że mogę! Otóż z powodu rozszerzenia programu Erasmus na Erasmus + mam jeszcze kilka dostępnych miesięcy do wykorzystania. Dowiadując się o tym, oczywistym dla mnie było, iż chcę je wykorzystać. Znalazłam miejsca podobne do Szkoły Polskiej w Barcelonie i wysłałam maile z pytaniami. Sytuacja podobna jak do tej wcześniej już opisywanej. Maili około pięćdziesięciu, odpowiedzi trzy, ale o dziwo same pozytywne. Co prawda z jednej organizacji nie dostałam już kolejnej odpowiedzi, ale z dwoma wciąż mam kontakt. Niestety miałam tylko dwa tygodnie na znalezienie praktyk, uzyskanie odpowiedzi, potwierdzenie itp., dlatego właśnie ostatnia noc przed końcowym terminem złożenia aplikacji była dosyć nerwowa. Udało się jednak złożyć wszystko w terminie. Niestety chyba nie wszyscy podzielają mój entuzjazm, chęć działania, robienia czegoś więcej, czegoś rozwijającego, nietuzinkowego – co otrzymuję dzięki takim programom jak Erasmus właśnie. Myślę tu o osobach odpowiedzialnych za udzielanie nam rad i wskazówek dotyczących wyjazdów, ale może o tym innym razem, bo jest to dosyć nieprzyjemne dla mnie doświadczenie, a w Barcelonie jestem dlatego, żeby się cieszyć i dlatego, że mi się udało. A co z aplikacją? Zobaczymy. Na razie wiem, że z „wyrazami szacunku została przyjęta”.
Może faktycznie nie wszyscy rozumieją ideę takich wyjazdów, ale dla mnie są one naprawdę budujące i rozwijające. Dzięki praktykom w Szkole Polskiej w Barcelonie czuję się zaangażowana w wiele spraw i odkrywam nowe rzeczy. Powiedzmy chociażby o programach do tworzenia reportaży, internetowych prezentacji multimedialnych, korekty zdjęć. Wcześniej nie było mi to najzwyczajniej potrzebne, teraz wiem jak one funkcjonują i wiem, że mogą być przydatne w przyszłości. Uczę się organizować czas tak aby równo podzielić go między obowiązki i przyjemności. Z tym niestety jest trochę gorzej, bo czas przecieka mi tu przez palce, ale staram się, staram. I najważniejsze: piszę! A to dla mnie bardzo ważne. Mam wrażenie, że napisałam już więcej niż przez cały rok na studiach dziennikarskich. Piszę o tym co czuję, co obserwuję, czego się uczę i mam nadzieję, że przyjemność jest podwójna, przede wszystkim czytanie dla odbiorców – bo dla mnie pisanie na pewno. I może jeszcze jedna rzecz, której się tu nauczyłam – choć może już niezwiązana ze Szkołą Polską – gotowanie! Nigdy nie byłam fanką tej czynności, nigdy nie sprawiała mi przyjemności, a wręcz przeciwnie niecierpliwiłam się i denerwowałam. Tu zaczęło się od chęci „zabłyśnięcia” przed zagranicznymi znajomymi i zaserwowania polskich specjałów. I tak za pierwszym razem, bez konkretnego przepisu, „na oko” zrobiłam pierogi! Potem placki ziemniaczane, naleśniki, kopytka, gołąbki, ale ponieważ jestem w Hiszpanii nie mogłam nie spróbować „wyczarować” paelli i tortilli – i wyczarowałam, ku uciesze innych i satysfakcji własnej.
A teraz? A teraz czekam na przyjazd siostry, z którą spędzimy razem polskie święta w Hiszpanii (rok temu spędziłam polskie święta w Rumuni, w hinduskiej restauracji). Podejrzewam, że będą to święta w drodze. Jeszcze musimy pomyśleć gdzie, kiedy, za co i na jak długo. Wiem, że na pewno znów będę przewodnikiem po Barcelonie, a gdy poznamy już najważniejsze miejsca, wyruszamy do Andory, a potem… Jak już wrócę to na pewno napiszę gdzie byłam.

Kamila Ocimek

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontakt

Rozkład zajęć 2022/2023

Co jest potrzebne aby zapisać dziecko do szkoły w Katalonii?